Fanem "Titanica" Camerona nie jestem, ale dopiero teraz chyba go doceniłem, po seansie filmu z 96r. Jest to produkcja telewizyjna, więc wiadomo jak to wygląda, ale nie da się zrobić filmu o statku, bez statku ;). Film jest sfilmowany oszczędnie, jest ubogi i wręcz klaustrofobiczny. Titanic w filmie pokazany jest raptem parę razy, z czego większość to jedno i to samo ujęcie pokazywane kilka razy. Wygląda dość dobrze, więc czemu tak mało razy jest pokazywany....Na statku wszystko jest za bardzo zbliżone do kadru, żadnej panoramy, ani nic. Film jest nudny - mamy wiele wątków, ale przez mierne aktorstwo wleką się jak falki z olejem. Muzyka jest średnia - na początku jej totalnie brakuje, ale potem przy scenach katastrofy już jest. Właśnie, katastrofa - pokazana po macoszemu - guzik widać, aktorzy w ogóle nie wczuwają się, a z połową wątków nie wiadomo co się stało. Była para szukająca dziecka - nie pokazano co się z nimi stało. Kapitan tak samo - początkowo łazi między pasażerami, ale potem znika, tak samo Wynn Park. Gdy statek tonie na chwilę jest zbliżenie na jego twarz i tyle. Oczywiście można się domyśleć co się stało, ale warto by było też to zobaczyć. Wszyscy zachowują stoicki spokój podczas tragedii np. Isabella i Park w ogóle się tym nie przejmują, gadają, piją szampana i się śmieją. Zatonięcie jest tam gdzieś w tle pokazane na kilka sekund i tyle. Ogólnie można zobaczyć dla porównania, ale raczej nic specjalnego. Film Camerona pod komercję robiony, ale o wiele lepiej zrealizowany i przedstawiony. Jednak warto się zapoznać i z tym i z tym - ta sama historia przedstawiona z innego punktu widzeni, ale siłą rzeczy wygrywa produkcja z 97 . Tej daję naciągane 5/10.